Wizyta w Angkor Wat
Było po czwartej rano gdy obudził mnie budzik. Za ponad godzinę czekał na mnie legendarny świt i wizyta w Angkor Wat. Wszystkie czasopisma, przewodniki i zdjęcia, jakie dotychczas widziałem na temat tego miejsca, zachwycały się tym i jest to wydarzenie, które koniecznie musisz w życiu zobaczyć. Ba! Nawet pamiętam jak sam znaczyłem markerem miejsce kompleksu świątyń Angkoru na mapie świata powieszonej na mojej ścianie i mówiłem do siebie „Kiedyś tam będę”. Teraz było to „kiedyś”, a ja miałem lenia i nie chciało mi się wstawać z łóżka by wyskoczyć w ciemność i zobaczyć coś, na co jakiś czas czekałem… Taki leń zdarza się nawet najlepszym, ale wstałem, umyłem zęby, ubrałem się dość ciepło, bo na zewnątrz było chłodno i wyszedłem przed hostel. Tam czekał już na mnie Sophal, który nie był zmęczony ani małomówny tak jak ja. Wbiłem do tuk –tuka i ruszyliśmy pustymi ulicami Siem Reap.
Jak na tropiki o tej porze, było dość zimno. Na szczęście mam zestaw rzeczy na każdą pogodę. Po jakimś czasie dotarliśmy do bramek, gdzie kupuje się bilety. Można wybrać opcję na jeden dzień lub trzy. Ja wybrałem opcję pełen pakiet za 40 dolarów na 3 dni, a przy kasie zrobili mi zdjęcie, które zostało wydrukowane na bilecie.
Wsiadłem ponownie do tuk-tuka i ruszyliśmy dalej w trasę. Po paru minutach Sophal się zatrzymał i powiedział mi, że jesteśmy na miejscu. Wysiadłem z tuk-tuka i powiedziałem szoferowi żeby czekał na mnie na parkingu pod tym drzewem, a ja wrócę po wschodzie słońca i pojedziemy dalej. Usłyszałem „no problem my friend” po czym rozłożył hamak na miejscu pasażera i się na nim położył. Sophal zdążył mi jeszcze powiedzieć dobranoc, a ja ruszyłem w kierunku, który mi wyznaczył.
Zwiedzanie Angkor – Wat
W tych wszystkich przewodnikach, które przeczytałem nikt nie wspomniał o tym by wziąć ze sobą latarkę, ponieważ jak szedłem po nierównościach chodnika mistycznej świątyni to nie raz mogłem wpaść do wielkiej dziury lub uderzyć się palcem u nogi o wystający kamienny blok z ziemi. Na szczęście w moim aparacie miałem latarkę i jakoś sobie radziłem omijając co większe przeszkody. W pewnym momencie zauważyłem, że parę osób, które szły ze mną, skręca w lewo nad jeziorko więc i ja skręciłem. Znalazłem sobie dogodne miejsce bez tłumów i czekałem… 30 minut później siedziałem uwięziony pomiędzy Włoszkami, które nawijały cały czas o dupie maryny, a wycieczką Japończyków.Na kamieniu, który miał mi służyć za statyw też ktoś już siedział. A gdy zaczęło się coraz bardziej przejaśniać zobaczyłem, że siedzę w samym centrum tłumu. Super, „idź Pan z samego rana” mówili w przewodniku, „nie ma tłumów” – chyba w 1989 roku, pomyślałem.
Najwyraźniej parę setek osób przeczytało te same informacje co ja i też zaczynało się wpieniać, a czarę goryczy przelała para japońskich turystów w podeszłym wieku, która rozbiła się niecałe parę metrów przed widownią, w pierwszym rzędzie, ze statywem. Wkurwieni ludzie, bo raczej nie byli oni zdenerwowani, zaczęli skandować „GO AWAY, GO AWAY” ale niestety pary japońskich turystów to nie ruszyło, albo nie rozumieli co około sto gardeł do nich woła. Pamiętam, że powiedziałem do siebie, że mam w dupie takie magiczne wschody słońca. Wstałem ze swojego miejsca i poszedłem zwiedzać świątynię, przy okazji robiąc zdjęcia tłumowi, a nie świątyni. W środku było zimno, ciemno i wilgotno więc stwierdziłem, że jednak pojadę sobie do innej świątyni i gdzieś na kawę po drodze. I tak też uczyniłem, oczywiście pod drzewem mojego drajwera nie było i zostałem zmuszony go szukać pośród setek innych śpiących taksiarzy. Na moje szczęście znalazłem go szybko i powiedziałem, że śmigamy. Spytał mnie gdzie? Chomiki w mózgu zaczęły biegać jak szalone i odpowiedziałem „jak najdalej”.
Najlepiej zwiedzać z rana
Pojechaliśmy do świątyni Ta Prohm, na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że byłem sam. Po wejściu dalej za mury świątyni byłem już pewny tego w 100%. I tutaj jest złota rada dla wszystkich, którzy się tam wybierają: z tego co czytałem na różnych forach nie zawsze się sprawdza, ale w moim przypadku było tak, że w szczycie sezonu od godziny 6.30 do max 8.00 jechałem w najdalsze zakątki świątyń i tam spędzałem czas całkowicie sam, otoczony tylko przez ciszę i świątynie oplatane drzewami. I jakie były moje wrażenia po Ta Prohm? Duże drzewa, wysokie i oplatające pozostałości murów świątyni.
Dało też się zauważyć systematyczne prace renowacyjne gdzie część dżungli jaką widziałem na zdjęciach u Jacka Pałkiewicza była wykarczowana a niektóre mury były odrestaurowane. W tej bardziej popularnej części świątyni był chodnik z desek, który miał oprowadzić zwiedzającego, plus specjalny podest dla azjatów, na którym mogą pozować do zdjęć. I wtedy myślałem „co ja bym dał żeby być w tym miejscu 10-20 lat temu”. Część świątyń też jest zamknięta z powodu zawalenia więc człowiek może tam wejść tylko na własne ryzyko. Pokręciłem się jeszcze chwilę, popstrykałem parę fot i ruszyłem dalej. Przez najbliższe parę godzin zwiedzałem inne świątynie. Niektóre były naprawdę tajemnicze, można było się na nie wspiąć i je pozwiedzać np. świątynia Takeo. Wizyta w Angkor Wat nabierała klimatu i chciałem go wchłonąć jak najwięcej.
Spędziłem tak dobrą godzinę dopóki nie podjechały dwa autobusy turystów i zdecydowałem się pojechać do Bayonu przez południową bramę Angkor Thom. Oczywiście na moście coś się działo, była na nim ekipa filmowa, przy której zatrzymaliśmy się na chwile, niestety nikt nie chciał powiedzieć co kręcą więc pojechaliśmy dalej. Dopiero parę miesięcy później dowiedziałem się co kręcili- okazało się, że była to krótka scena do filmu Transformers 3.
Siedząc w kinie i oglądając tą 3-sekundową scenę, prawie krzyczałem na całe kino „widziałem jak to kręcili”. No cóż, tak czasem mam. Wracając do mojego zwiedzania. Zatrzymałem się niedaleko „ścieżki dla słoni” i zacząłem moje wielogodzinne zwiedzanie. Ujmę to tak: w cholerę wielki teren do zwiedzania, myślę żeby dobrze poznać cały kompleks tych świątyń potrzeba dłużej niż tygodnia, powiedziałbym miesiąc. A ja miałem tylko trzy dni. Po paru godzinnym zwiedzaniu udałem się na danie główne do Bayonu.
Jest to druga, po Angkor Wat, najpopularniejsza świątynia w pradawnym mieście. Na pierwszy rzut oka zobaczyłem rusztowania, które szpeciły tą wspaniałą świątynię, a szkoda bo zawiera ona 216 kamiennych twarzy, które śledzą wzrokiem każdego turystę.
Oczywiście jak wszedłem do środka było 2128 turystów i ścisk był większy niż na pewnej wigilii w Radomiu. Zauważyłem też jedną rzecz, o której ludzie nie piszą i nie mówią jak robią zdjęcia. Każdy kogo widziałem próbował robić tak zdjęcia aby nie sfotografować reszty tłumu. Potem taki gościu przyjeżdża i mówi patrz gdzie byłem i nikogo nie było. Ja za to chodziłem i robiłem zdjęcia tłumom w świątyni by je zaprezentować w takiej chwili jak ta.
Krążyłem tak po świątyni przez jakiś czas ale tłumy japońskich turystów skutecznie wyprowadzały mnie z równowagi, więc wkurzyłem się i wyszedłem ze świątyni.. A tam cyrk jak na jarmarku- słonie chodzą z turystami na grzbietach, tam ktoś się wydziera, z drugiej strony atakuje mnie banda dzieciaków. „Szaleństwo” pomyślałem i wróciłem do Siem Reap.
Następnego dnia też wstałem szybko i pojechałem ponownie na najdalsze świątynie by uniknąć tłumów podczas wizyta w Angkor Wat. Chodziłem w spokoju, delektowałem się architekturą, śpiewem ptaków i snikersem. Jedna ze świątyń była tak piękna, że chciałem ją uwiecznić na zdjęciu, niestety azjatycka rodzina skutecznie mi to uniemożliwiała, a godzina była bliska godziny zero czyli najazdowi tłumów turystów więc szybko wpieprzyłem im się w kadr i stałem tak długo aż sobie nie odpuścili i poszli.
Oczywiście coś mówili do mnie w ich języku angielskim ale udawałem świętą krowę i patrzyłem na nich przekręcając głowę, jak szczeniak, który pierwszy raz słyszy odgłos kota lub kury. Zrobiłem zdjęcia, takie jakie sobie wymarzyłem, a potem zwiedzałem dalej cały kompleks świątyń, w którym można było się zgubić i odkryć całkowicie nową rzecz, której nie było dzień wcześniej.
Podsumowując: wizyta w Angkor Wat jest wart tych 40 dolarów i spędzenia tam wielu godzin, a nawet dni. Teraz jak piszę ten tekst to dochodzę do wniosku, że ci ludzie aż tak bardzo mi nie przeszkadzali. Pewnie każdy chciałby mieć na wyłączność taką świątynię i zwiedzać ją samemu i w spokoju, ale to marzenie ściętej głowy. Pamiętajcie ludzie, że jak się tam wybieracie to weźcie ze sobą odpowiednią ilość wody i słodyczy, a jak zapomnicie, to usiądźcie w jednej z wielu tanich kawiarni, zamówcie sobie kawę i ze stoickim spokojem spławiajcie dzieci, które będą Wam wciskały dosłownie wszystko.
Los Dawida…
Na zakończenie napiszę jak się potoczyły losy Dawida. Zgodnie ze wskazówkami lekarza wrócił po wyniki krwi i diagnozę. Tym razem w biurze, lekarzy siedziało dwóch. I Dawid się ich pyta:
– Hepatitis ?
– Yes – pokiwali poważnie głową lekarze .
– Which one? – zapytał Dawid, na co pierwszy lekarz z grobową miną odpowiedział:
– Maybe A or B – drugi szybko dodał też swoje trzy grosze w postaci:
– Or Maybe C – who knows? – i się uśmiechnął.
Wiem co Dawid pewnie czuł – wkurwienie, bo przychodzi człowiek do lekarza a oni sami nie wiedzą.
W końcu zgodzili się na szczepionkę dla Dawida, wg niego największą szprycą jaką w życiu widział i zrobili mu zastrzyk. Poklepali po ramieniu i powiedzieli:
– 60 dollars please.
Interesujący opis i piękne zdjęcia…..Angkor Wat …to też moje marzenie…….mam nadzieję, że uda mi się je zrealizować…jeśli nie w tym to następnym wcieleniu…..czekam na następną ciekawą relację z podróży…..pozdrawiam
Hej, dzięki za ciepłe słowa !! . Więcej pięknych zdjęć znajdziesz na Fanpagu. Co do wpisów będzie więcej ale później ponieważ pracuję nad książką 🙂
Ciekawa historia, warto samemu przeżyć takie wydarzenie
No i co było dalej… jak wyglądało dalsze szlajanie po Azji???
Cierpliowości. Jak tylko synuś się urodzi, będzie jeszcze wielki finał oraz na końcu Ebook za free do pobrania na bogato 🙂
Za 3 miesiące także będę spełniać swoje marzenie, którym było, od dziecka, pojechanie do Angkor Wat. Dobrze wiedzieć, że nawet wstawanie tak wcześnie nie pomoże w uniknięciu tłumów. Rozmawiałem ostatnio ze znajomą, która była tam we wczesnych latach 90. To chyba był ten ostatni moment, kiedy tłumów tam nie było..
Marcinie przekaż znajomej, że jej zazdroszczę bycia tam w latach 90. Musiała z Jackiem Pałkiewiczem się minąć 🙂
Te budowle zachwycają. Człowiek kiedyś potrafił wznosić pomniki i budowle, które sam nie wiem czy teraz ktoś w ogóle by wymyślił a już nie powiem, żeby wykonał je takimi technikami jak kiedyś. Wtedy to była sztuka. Teraz mamy cegłę i płyty oraz dźwigi…
Widzę, że lubisz podróże. W takim razie zapraszamy na Warmie i Mazury, do Rancza w Dolinie. Miejsce, w którym piękny krajobraz zachwyca każdego, spokój, wyciszenie i ciekawe atrakcje w okolicy. Zapraszamy!
http://www.facebook.com/Ranczo.w.dolinie.dobremiasto
[…] Wszystkie czasopisma, przewodniki i zdjęcia, jakie dotychczas widziałem na temat tego miejsca, zac… […]
Bylem widzialem, piekne miejsce a miejscowosc wypadowa Siem Reap tez niezla, mozna bylo poznac tam sporo ciekawych ludzi z calego swiata.
Siem Reap ma swój klimat idealna baza wypadowa po okolicy 🙂
Angor Wat też mnie zachwycił 🙂 Po roku spędzonym w Chinach już mnie nie dziwią tłumy turystów.
Aby jednak uniknąć nadmiernego stężenia ludzi, wybrałąm opcje roweru. Polecam każdemu!
http://podrozeobiezyswiatki.wordpress.com/2014/02/24/turystyczna-kambodza/