Trekking pod lodowiec Shkhara, jest jedną z najczęściej polecanych tras w górnej Swanetii, malowniczym górskim regionie w Gruzji, który jeszcze parę lat temu był trudno dostępny dla przeciętnego „Janusza” z plecakiem. Potem odpalili tanie loty z Polski i się wszystko diametralnie zmieniło. Zaczął się hype na trekking w Gruzji.
Za bazę wypadową w górskim rejonie Swanetii, służy miasteczko Mestia, które jest idealne aby zacząć swoją przygodę z gruzińskim trekkingiem. Stamtąd można dokładnie zaplanować swoje górskie wojaże.
Tras na trekking w tym rejonie Gruzji jest znaczenie więcej i można je modyfikować pod swoją kondycję i ilość czasu, ale po wejściu do „Tourist Center” w Mestii, mapki z owymi szlakami rozchodzą się jak ciepłe chaczapuri.
Najpopularniejszymi szlakami są :
Z Mesti do Jeziorek Korudli – 8 godzin – w dwie strony
Z Mesti do Ushguli –trasa na 3-4 dni wędrówki
Z Ushguli pod Lodowiec Shkhara – 6 godzin – w dwie strony
Szlak pod Lodowiec Shkhara jest tak łatwy, że nawet lokalne krowy wolą iść zboczami owej doliny. Serio. No okej. Tutaj odrobinę skłamałem. Bo jeszcze taki gatunek jak „humanus”, który woli przejechać się jeepem lub innym środkiem lokomocji pod sam lodowiec. Serio. Narzekałem już wcześniej na to ale nie mogę racjonalnie wytłumaczyć zachowania ludzi, którzy jadą w rejon z pięknymi widokami i dużą ilością szlaku na trekking po to aby się tylko przejechać autem, zaliczyć „atrakcje” robiąc zdjęcie i wrócić.
Nieważne. Już nie narzekam. Wracamy na tory przygody. Ścieżka w stronę lodowca Shkhara jest tylko jedna. Wystarczy znaleźć rzekę Enguri (jedyna przepływająca przez Ushgulii) i kierować się w jej górę. Po wyjściu z najwyżej położonej wioski na starym kontynencie, szybko zaczyna się bardzo przyjemny trekking. Wzniesienia nie są wysokie i jest bardzo szybkie spacerowe tempo nawet z pełnym ekwipunkiem na plecach. Czasem trzeba przejść przez strumyk i pomoczyć sobie buty. Sama trasa jest bardzo malownicza, co chwila widać pasące się stadko koni lub krów na uboczu. Wzniesienia górujące dookoła nas mają 2500/3000 m. n.p.m. Jak jest pogoda to widać szczyt Shkhary, górujący na samym końcu doliny.
Ten 10 km trekking można zrobić w jakieś 2,5 godziny. Więcej spędzicie na podziwianiu widoków niż na fizycznym wysiłku. Prawie na samym końcu trasy jest miejsce na kemping. Wystarczy dojść do drewnianego domku, który jest po drugiej stronie rzeki Enguri i pokonać ją przechodząc drewnianymi kładkami, które służą jako most.
Z tego co pamiętam przy drewnianym domku, jest sklep, a w nim na wieczór możecie zaopatrzyć się w różnego rodzaju żywność jak piwo i gruzińskie wino, które może Wam się przydać w walce z kapryśną pogodą pod lodowcem Shkhara. Moja rada jest taka – nie róbcie zakupów w Ushgulii.
Na prowizorycznym kempingu nie ma tłumów, byłem pod koniec sierpnia i może było z 5/6 namiotów, w większości byli to sąsiedzi z Ukrainy, którzy po rozłożeniu namiotów zaczęli pić, a jak skończył się alkohol to udali się spać.
My za to wpierw zebraliśmy drewno, które miało urozmaić nam wieczór w formie ogniska.
I tak po godzinie siedzieliśmy sobie z Mattim przy pysznym dwupaku żywności liofilizowanej, patrząc w skaczące płomyki w ogniu i popijając przy tym gruzińskie wino.
A nad naszymi głowami pierdyliard gwiazd i chmury dookoła szczytu Lodowca Shkhara, który próbował je odganiać. Idealna miejsce na nocleg. Oczywiście ja jeszcze musiałem przebudzać się parę razy aby zrobić nocne zdjęcia bo samo zachowanie tego widoku w głowie mi nie wystarczało.
Wstaliśmy przed wschodem słońca. Ubraliśmy się ciepło i ruszyliśmy pod sam lodowiec. Trasa zajęła nam jakiś 30 minut zanim pierwsze promyki słońca zaczęły się wdzierać nieubłaganie do doliny i powoli ją rozświetlając.
To był ładny poranek. Koniec trasy jest oznaczony wielkim białym znakiem na jednym z wielkich głazów. Trasa została pokonana.
Wróciliśmy do namiotu, zjedliśmy śniadanie, posiedzieliśmy chwilę podziwiając widok i ciesząc się słonecznym dniem. Po czym spakowaliśmy się i ruszyliśmy z powrotem do Ushgulli na inną trasę na inny trekking ale o tym już w następnym wpisie.
W Ushguli poznaliśmy właściciela Hostelu Spardishi, który za 25 Gel zabrał Nas z powrotem do Mestii. Wynajęliśmy u niego pokój i ruszyliśmy dalej. Jak by ktoś chciał z jego usług skorzystać to namiary znajdują się na dole tekstu.