(Nie)pierwszy raz w Bangkoku
Bangkok. Jest to miasto szczególnie wyjątkowe. Dla mnie od samego wyjścia z lotniska, kiedy drzwi się rozsuwają a przechodząc przez próg klimatyzowanego lotniska uderza w nas fala ciepła i wilgoci. Tak Tajlandia wita przybyszy. Czy jesteś pierwszy, drugi czy dwudziesty raz w Bangkoku, to w powietrzu można wyczuć ten specyficzny zapach (spalin też) już na samym lotnisku porównywalny do nadciągającej przygody lub oznajmiający podróżnikowi, że wróciło się do domu.
Myślałem, że tylko ja mam takie odczucie, lecz na samym końcu naszej wyprawy, spytałem Krzysztofa co mu najbardziej zapadło w pamięci podczas naszej podróży, odpowiedział „Ta fala ciepła uderzająca mnie na lotnisku, nigdy tego nie zapomnę”. Bangkok ma już go w swoich szponach i łatwo nie wypuści, pewnie w przyszłości tam wróci.
Wydostanie się z lotniska jest dość proste, bierzemy numerek z automatu i dziarskim krokiem podchodzimy pod wyznaczone miejsce z taksówką, ustalamy cenę (o cenach i jak się wydostać z lotniska kliknij tutaj) ściągamy nasz dobytek z pleców, wkładamy go do bagażnika i śmigamy w stronę Khao San Road.
Taksiarz wyrzucił nas pod samo wejście na ulicę Khao San Road, zabraliśmy plecaki i ruszyliśmy do Guest House, w którym pomieszkiwałem za ostatnim razem. Droga w pełnym rynsztunku minęła spokojnie, nikt nas nie zaczepiał na pojedynek w ping ponga bo to nie ta pora. Na to jeszcze za wcześnie, za to byli inni naganiacze, którzy widzieli nas jak idziemy ulicą jeszcze nieopaleni. Podbiegali, witali i ściskali za dłonie po czym zapraszali tutaj do krawca za rogiem.
Dziś promocja kupi Pan tanio garnitur. Krzychu szybko się uczył, pod koniec ulicy nie podawał już nikomu dłoni ani nie odzywał się do zaczepiających go ludzi. Przez Khao San Road trzeba iść pewnym krokiem jakby to była nasza ulica, nie nawiązywać kontaktu wzrokowego, nie odzywając się do nikogo ani nawet nie odpowiadać na pozdrowienia (wersja dla śpieszących się i bardziej płochliwych podróżników).
Dla ludzi, którzy tam stoją TY jesteś pracą i ich marżą, a my jeśli nie mamy na celu po drodze kupić garnituru, t-shirta, okularów, drewnianej żabki lub piwa to się nie zatrzymujemy.
Oczywiście to co napisałem powyżej jest dobre jak nie mamy czasu. O samej ulicy mogę napisać, że jest jak Bangkok – uwielbiasz albo nienawidzisz.
Idąc przez ulice Bangkoku wspomnienia powracały, myślałem „nic się tu nie zmieniło”. Jednak była to bardzo błędna myśl ponieważ dużo rzeczy się zmieniło. Człowiek jak powraca do miejsca, w którym już był może zauważyć różnice szybciej niż tubylec mieszkający w danym miejscu na stałe. Co się zmieniło od 2011? Ceny poszły w górę, za t-shirty, hostele, już nie ma lady boyów biegających po Koh San. Pewnie dostali zakaz od policji, jest mniejsza liczba naganiaczy na różne złe rzeczy w innych dzielnicach, za to wciąż jest bezdomny, który śpi z psem na ulicy. Niektóre rzeczy się zmieniają, niektóre zostają.
Jak wspomniałem wcześniej o wyższych cenach noclegów to prawda. Pokój, za który płaciłem 160 BHT w 2011 roku teraz kosztował 550 BHT. Próbowałem jeszcze zejść z ceny na kartę stałego klienta, lecz Pani recepcjonistka poważnie kręciła głową na nie. Podziękowałem i poszliśmy szukać kolejnych miejsc, parę minut później brałem prysznic w innym hostelu. Apel – nie bójcie się jechać w ciemno backpakersi, w Bangkoku jest więcej hosteli, Guest house’ów, noclegowni niż ściągnięć odcinków Gry o Tron z Internetu.
Po 30 minutach maszerowaliśmy już w krótkich spodenkach i t-shircie w kierunku najlepszego Pad Thai w mieście za jedyne 50 bht (5 zł) . Jedzenie się nie zmieniło, nawet liczba krewetek w daniu nie zmalała – jak już wspomniałem, niektóre rzeczy się nie zmieniają. Smak Pad Thai jest niesamowitym przeżyciem, jest to danie, którego trzeba koniecznie spróbować będąc w Azji. Jedynym minusem tej potrawy jest to, że występuje wszędzie i łatwo ją znienawidzić.
Resztę naszego aktywnego dnia opiszę w następnym poście. Bardziej praktyczniejszym. Nie będzie to coś w stylu TOP 10 musisz zobaczyć w Bangkoku, ale raczej moje ulubione miejsca do których sentymentalnie wracam lub takie co dopiero odkryłem i chciałbym się nimi z wami podzielić. Do przeczytania za dwa dni o tej porze, będziemy „Wchłaniali Bangkok”.
Mam podobne odczucia. Przy drugiej wizycie w Bangkoku czułem się jakbym wrócił no może nie do domu, ale do bardzo bliskiego mi miejsca.
Czesc! Trafilam na Twojego bloga w poszukiwaniu sensownych rad i ciekawych opowiesci o Tajlandii przy porannej kawie. Mialam przeczytac 1, 2 wpisy, zaraz godzina 15, a ja ciagle w pizamie przegladam kolejne i kolejne 😀 rewelacyjnie sie czyta Twoje opowiesci i serdeczne dzieki za nie! Az czlowiek czuje nieodparta chec „bujniecia sie” z Wami po Bangkoku!! Chociaz 1 dzien hehe 😀 Ja lece pod koniec kwietnia i na pewno skorzystam z Twoich porad! 😉 dzieki!
Czy jesteś w stanie opisać gdzie dokładnie podają te najlepsze w mieście Pad Thai? 🙂