Most na rzece Kwai

Most na rzece Kwai

Most na rzece Kwai

Po szybkim prysznicu i jeszcze szybszej szamie, późnym popołudniem wyszliśmy z hotelu na główną drogę i wzdłuż asfaltówki udaliśmy się w kierunku gdzie powinien znajdować się most na rzece Kwai, uzbrojeni w aparaty lustrzane niczym japońscy turyści. I powiem wam, że różnica od stolicy jest niewielka, ale już po pierwszych paru metrach da się wyczuć, że atmosfera jest tu inna niż w BKK, o wiele spokojniejsza. Wolno przejeżdżający obok nas ludzie uśmiechają się i przyjaźnie machają, pozwalając się przy tym fotografować.

Happy Thai People
Happy Thai People

Marzenie każdego Hipstera-Podróżnika, Azjata w swoim naturalnym środowisku. Kontynuując tak naszą wędrówkę w stronę mostu, spytałem się idącego obok nas faceta czy idziemy w dobrym kierunku, ponieważ zauważyłem, że ma przewodnik Lonely Planet, a my mieliśmy za wskazówki jedynie znaki, które widzieliśmy dwadzieścia minut wcześniej. Spytany przez nas przechodzień okazał się Francuz o imieniu Laurent, który zmierzał w tym samym kierunku i sam nie wiedział czy idzie dobrze czy źle, mimo, że kierował się wskazówkami podanymi w przewodniku.

Podróżując po Azji prawie codziennie można spotkać kogoś, kto przejedzie z tobą parę kilometrów, spędzicie ze sobą wiele dni a może nawet przeżyjecie razem wspaniałą przygodę. Czasem o takich ludziach się zapomina, a czasem pamięta się ich do końca życia. Laurenta mogę zaliczyć do tej drugiej kategorii. Najprościej mogę go przedstawić jako Gandalfa Szarego, który dał nam bardzo dużo dobrych rad, przedstawił swój światopogląd, który wg mnie jest rewelacyjny. To właśnie z nim spędziliśmy noc w stylu „One night in Bangkok”.

I tak kontynuowaliśmy naszą drogą na Most na rzece Kwai wspólnie. Laurent powiedział nam, że jest na wakacjach, ale obecnie mieszka w Singapurze i jest head hunterem w jednej z azjatyckich firm, ale o tym później. Wzdłuż drogi były ustawione stoły ze świeżymi owocami, które można kupić za 10 lub 20 bahtów więc można się zaopatrzyć.

W Tajlandii na poboczach drogi można zawsze znaleźć świeżo pakowane owoce
W Tajlandii na poboczach drogi można zawsze znaleźć świeżo pakowane owoce

Nie dość, że coś takiego syci, to jeszcze gasi pragnienie, a to się przydaje w tym upalnym kraju. Dawid kupił sobie pokrojonego grejpfruta. W tym samym momencie zauważyliśmy tabliczkę z napisem „WORD WAR II & JEATH MUSEUM, Bridge River Kwai”, czyli byliśmy już blisko mostu na rzece Kwai. Ale zanim wkroczyliśmy na most poszliśmy zobaczyć muzeum, w którym pełno było eksponatów takich jak stare lokomotywy, zardzewiałe bronie, archiwalne fotografie, jak i manekiny wyryte w drewnie przedstawiające gościom budowę mostu. Pewnie ciężko będzie wam w to uwierzyć ale tak, było to za darmo chociaż rzadko się to w Azji zdarza. W innym kraju zresztą też.

Inscenizacja budowy kolei śmierci.
Inscenizacja budowy kolei śmierci.

Przy wyjściu z muzeum chodził sobie największy jakiego w życiu widziałem kolorowy legwan z grzebieniem. Myślę, że nawet w Polskim zoo takiego nie mamy. Korzystając z okazji, że coś takiego chodzi sobie powolutku, wręcz naćpanymi ruchami, rzuciliśmy się na biednego gada by mu zrobić zdjęcia. O tym samym pomyślały dzieci i scena wyglądała tak- dwie dziewczynki głaszczą legwana, próbują się z nim bawić, ja z Dawidem próbujemy też się do niego dobrać, a naćpany legwan podejmuje próby ucieczki ale nie wie za bardzo dokąd. Prawdopodobnie nie wiedział też jak się chodzi. Kiedy wygraliśmy pojedynek o legwana z dwiema 10 letnimi dziewczynkami to rozpoczeła się sesja fotograficzna, niczym w programie Tap Model. Jak można było się spodziewać podszedł do nas właściciel, zobaczył dwóch białasów robiących fotki i zrozumiał, że można na nich zarobić. W kółko powtarzał „not for sale, not for sale” wskazując na legwana czyli w języku tajskim „sprzedam wam go za 1000BHT i dorzucę zupę kokosową gratis”, oczywiście takich ludzi można tylko zignorować, nie zrobi się nic więcej niż by się chciało ponieważ nie jesteś na swoim terenie i nie znasz prawa, przykre… wiem, a green peace coś tu nie dociera.

Dzieci Bawiące się z Legwanem
Dzieci Bawiące się z Legwanem

Po skończonej sesji Dawid próbował go nawet nakarmić grejpfrutem ale chyba nasz model nie miał gastrofazy bo nim pogardził lub miał bad tripa… kto wie ? Po opuszczeniu muzeum naszym oczom ukazał się wielki stalowy most przecinający leniwie płynącą pod spodem rzekę, ale czekaj, czekaj czy to ten most? Oczywiście że nie. Most, który budowali alianci był drewniany i położony w dżungli. Ktoś genialny wpadł na pomysł oskubania białych i postawił stalowy i to w innym miejscu. Niestety stary most, który był częścią kolei śmierci do Birmy już nie istnieje ale tabliczka tego mostu na tym stalowym stoi. No cóż, zapachniało komercją jak dymem z przejeżdżającej po tym moście lokomotywy.
Ale czas na moją ulubioną część pt. „nie rozumiem Japończyków”. Oni są dosłownie wszędzie, ze swoimi wielkimi aparatami i obiektywami jak wyrzutnia rakiet, którymi robią zdjęcia.. może nie robią zdjęć.. porównałbym to do strzelania ogniem ciągłym z miniguna cyk,cyk,cyk,cyk,cyk,cyk „dobrze kochanie zrobiłem te tysiąc zdjęć możesz przesunąć się odrobinę w prawo to będę miał inną perspektywę na zrobienie zdjęcia” i ponownie cyk,cyk,cyk,cyk i tak jeszcze wiele razy aż im się skończy kąt fotografowania lub światło słoneczne.

No i ta scenka przed mostem na jaką natrafiłem, stoi dosłownie 10 japońskich kobiet, a za nimi jest wiadomy most i robią sobie focie, uśmiechają się, piszczą zmieniają pozycje rozmawiają…ale o czym? Pewnie dialog wyglądał tak :

(Tutaj dopowiedzenie mojej wyobraźni)

-Wiesz kochana mówiłam ci, że mój ojciec pomagał budować ten sławny most – kobieta w niebieskim kapeluszu

-Naprawdę? A co robił? – dopytuje się kobieta w czarnych spodenkach

-Aaaa… wiesz dopingował biczem pracowników – odpowiedziała kobieta w kapeluszu.

No patologia. To jest tak, jakby przyjechali rozkrzyczeni niemieccy turyści do Oświęcimia i robili słit focie przed komorą gazową… jakby to Czesław Niemen zaśpiewał „Dziiiiiiwwwnnnnny jest ten świat”.

Most na rzece Kwai
Pamiątkowe zdjęcie sanitariuszek z II wojny światowej.

Most na rzece Kwai

 

Same okolice mostu to przewaga turystów nad ludnością tubylczą. Jeśli jest się bez żadnego biura podróży lub wykupionej wycieczki to można tam się jedynie przespacerować po moście na rzece kwai i jego rejonach. Oczywiście jest więcej atrakcji w tym rejonie np. podróż koleją śmierci, przejażdżka na słoniu, świątynia tygrysów, jaskinie, hell fire pass, Mon Bridge i wszelkiego rodzaju Waty (świątynie) zarabiające kasę na turystach. Jeśli będziecie zainteresowani tymi atrakcjami to szukajcie info w zakładce Porady będą tam skany różnych broszur, które nakradłem się po drodze. Ale moim zdaniem wartym zobaczenia w tamtych rejonach jest Park Erawan, o nim będzie w następnym rozdziale. Powracając do mojej historii, w okolicach można odrobinę posiedzieć i popatrzeć na turystów, biegające dzieciaki, kupić owoce lub papierosy kręcone z bambusa (chyba). Kupiłem, zapaliłem, obrzydliwe. I tak spędziliśmy w trójkę resztę popołudnia i ustaliśmy z Laurentem, że dziś można spotkać się na mieście i zobaczyć Night Market i czegoś się napić. Wracając wolnym krokiem w stronę naszego pływającego domku zauważyłem, że wraz z nadejściem wieczoru ulicę Kanchanaburi bardziej się ożywiły, masywne drzwi pobliskich garaży podniosły się w górę, a w nich pełno było materacy, z których wstawały przeciągające się leniwie młode dziewczyny. Popatrzyłem na Laurenta pytającym wzrokiem, a on tylko mrugnął i powiedział „dziwki” C.D.N…

Most na rzece Kwai
Most na rzece Kwai
Most na rzece Kwai
I jego turystyczna strona
Most na rzece Kwai
Tytułowy Most na rzece Kwai
Most na rzece Kwai
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Monika | Podróżowisko.pL

Obecnie wstęp do muzeum JEATH kosztuje 40 bahtów od osoby, czyli jakieś niecałe 5 zł 🙂 Przykra i niestosowna ta sytuacja z Japonkami, ale niestety nic się w tym temacie przez lata nie zmienia. Ludziom brakuje świadomości wydarzeń mających miejsce w trakcie budowy tej linii kolejowej. Widzą słynny most i dostają głupawki – uśmiech od ucha do ucha, dzióbek do zdjęcia…

Przewiń do góry