Jezioro Turawskie
Co ma wspólnego powierzchnia księżyca, Salar de Uyuni (pozostałość po wyschniętym, słonym jeziorze w południowo – zachodniej Boliwii) i Opolszczyzna? Odpowiedź jest prosta – Jezioro Turawskie pod Opolem, w którym od ostatnich paru lat spuszczana jest woda. Chodząc po piaskowym dnie jeziora, w którym jeszcze parę miesięcy temu było 3,5 metra wody ma się wrażenie, że jest się na księżycu, pustyni albo Salar De Uyuni – jaki kraj, taka atrakcja. Każdy odwiedzający może wybrać swoją własną nazwę pustynnego jeziora. Historię Jeziora Turawskiego, pięknego niegdyś, sztucznego zbiornika retencyjnego streszczę Wam w paru zdaniach.
Dawno, dawno bo od 1801 roku właścicielami Turawy była rodzina von Garnier, aż po kres II Wojny Światowej. Jej ostatni właściciel w latach trzydziestych (1930) wpadł na pomysł żeby zbudować w tym rejonie zbiornik retencyjny, co miało uchronić Opole przed ewentualną powodzią. Jednak wszyscy wiedzą, że w 1997 roku Turawa za dużo nie pomogła bo tak czy owak Opole zalało.
Hrabia Hubertus von Garnier zaproponował Adolfowi (tak, ten z wąsikiem, odpowiedzialny za ludobójstwo i II Wojnę Światową) budowę zbiornika o powierzchni 22 km² . Wódź się zgodził, parę wsi zatopiono ale zbiornik powstał. Z biegiem czasu wkoło niego powyrastało pełno dyskotek, knajp i domków letniskowych (szacuje się na około 800) dzięki czemu jezioro Turawskie osiągnęło w latach 70-80 rangę opolskiego Miami. Woda była błękitna, plaże piaszczyste, biznes się kręcił, ryby wielkie niczym te z Amazonki, aż pewnego dnia pojawiły się w jeziorze sinice.
Pierwszy raz usłyszano o nich pod koniec lat 90-tych, a wraz z pojawieniem się zielonej wody, odpłynęła znaczna część turystów spędzająca tam wakacje. Przez parę pierwszych lat ludzie próbowali doszukać się winowajcy. Nagonka padła na okoliczne wsie, które spuszczały szambo do jeziora. Zaczął się monotonny proces kanalizacji, gdzie na chwilę obecną chyba każda wieś jest już podłączona do systemu odprowadzania ścieków, a sinice pojawiają się dalej. Pamiętam, że w międzyczasie obwiniali jeszcze rolników, którzy nawozili swoje pola a nawozy miały się dostawać do jeziora. Wymyślili wiatrak wodny, który miał pomóc napowietrzyć wodę w celu zablokowania rozkwitu sinic.
Jednak co roku trwa batalia i śledztwo dlaczego jezioro umiera, a wraz z nim turystyka. Na chwilę obecną do kąpieli nadaje się tylko jezioro średnie oraz Osowiec, niestety jezioro duże umiera na naszych oczach, a ci, którzy siedzą przy korycie, przepraszam u władzy, polemizują czy spuszczać wodę czy nie.
Zapraszam do galerii
Czarno-białe zdjęcie, rzeczywiście jak w Boliwii:)
Jak wysuszą kompletnie będzie można na opolskiej Boliwii robić grube dolary $$$$ 🙂
Kurczę, a pamiętam jak z rodzinką, która w Opolu zamieszkuje spędzałem wakacje nad Turawą. Miałem może z 10 lat, ale dla mnie to jezioro wydawało się niczym małe morze:) Wielka szkoda, że sinice wykończą Turawę.
Yep, też pamiętam jak mały byłem i ojciec mnie zabierał tam… Był tam naprawdę klimat jak na Majorce.
świetne widoki ! cudowne zdjęcia 🙂
Fajne – to wygląda jak pustynia, muszę się tam wybrać 🙂
Wprawdzie czasów, gdy Jezioro Turawskie było niczym „opolskie Miami” nie pamiętam, ale ponieważ jestem z Opolszczyzny to także mam piękne wspomnienia znad Turawy…
Pozdrawiam