Chiang Mai – Rady Dotyczące Trekkingu
Podróż do Chiang Mai można odbyć na wiele sposobów – samolotem, autostopem, busem wynajętym na Kho San Road w Bangkoku, lub pociągiem. Zanim kupi się bilet trzeba wybrać klasę podróżowania. My, jak zawsze, wybraliśmy klasę integracyjną. Pociąg do Chiang Mai mieliśmy godzinę po przyjeździe z Lop Buri. Więc szybkie pakowanko, zakup odpowiedniej ilości wody i słodyczy. Najlepiej podróżować w nocy, ponieważ nie traci się cennych minut dziennych, które można wykorzystać w inny sposób. Pociąg podjeżdża na stację o 19.25 na peron w Ayutthaya, a przewidywany czas dotarcia do Chiang Mai bez żadnych kłopotów to 6.25 rano. Bez kłopotów, które niestety nam się przytrafiły. Po sześciu godzinach jazdy zepsuła się klimatyzacja, więc musieliśmy podróżować w nagrzanej puszce, w której każdy był zlany potem. W pewnym momencie w przedziałach nie działało nawet światło. Na dodatek robiliśmy długie przystanki w środku niczego, gdzie zatroskana straż kolejowa chodziła z latarkami po pociągu i szukała czegoś pochłonięta tym jak kura szukająca ziarna.
Wybiła godzina 6.25, a my dalej staliśmy gdzieś w polu, bez klimatyzacji.
Godzina 10. Nadal siedzimy w puszce zwanej pociąg. Słońce zaczyna nagrzewać wagony. W końcu maszyna ruszyła. Po paru godzinach wolnej jazdy dotoczyliśmy się do jakiegoś miasteczka, gdzie zostaliśmy poinformowani, że niestety pociąg nie da rady dalej jechać, ale Tajska kolej była tak miła i zorganizowana, że podstawiła dla nas busy. A że nie dowieźli nas do końca trasy, do tego z opóźnieniem to dali nam rabat na bilety i zamiast 586 BHT, zapłaciliśmy niecałe 300 za całą podróż, czyli 30 zł.
Wysiedliśmy na dworcu głównym w Chiang Mai. Pierwsze co zrobiliśmy, to nasza standardowa procedura – obraliśmy losowy kierunek i ruszyliśmy w poszukiwaniu wolnych pokoi. Po 30 minutach, 4 hostelach i dwóch spalonych fajkach mieliśmy już pokój w centrum miasta za grosze.
[ale_toggle title=”Hostel w Chiang Mai” state=”open”] Nocleg w Chiang Mai polecam w „Me U2 Hostel „ Łóżko w pokoju kosztuje już 100 BHT czyli i 11 zł. Bardzo dobra lokalizacja i możliwość załatwienia trekkingu na recepcji czynią ten hostel bardzo atrakcyjny. Rezerwacji możecie dokonać pod tym linkiem. [/ale_toggle]
Samo Chiang Mai leży na północy Tajlandii. Położone jest na górzystym terenie, o którym piszą, że idealnie nadaje się do trekkingu. Miasto na swój sposób ma urok porównywalny do legendarnej ulicy Kho –San Road w Bangkoku. Tysiące turystów, backpersów, setki różnych małych knajp i straganików, każdy z kuchnią z innej części świata. Idealne miasto do zatrzymania się na parę dni i zrobienia wypadów na trekking do okolicznych tajskich wiosek.
Oprócz trekkingu w Chiang Mai można zrealizować prawie każdą zachciankę związaną z adrenaliną. Dostępne są liczne trasy rowerowe po górzystym terenie, przejażdżki słoniem, rafting, spływ kajakowy, pontonowy, Zip Line, lot lotnią i wiele innych atrakcji, które oferują wszechobecne biura podróży.
Przed wylotem do Tajlandii przeglądałem wiele różnych stron internetowych oraz różnych przewodników po Azji Południowo-Wschodniej. Wniosek jaki wyciągnąłem z mojej lektury był taki, że Chiang Mai to miasto, które trzeba zobaczyć ze względu na trekking w stylu „test prawdziwego twardziela”.
Moje wyobrażania o trekkingu były porównywalne do opisu survivalu o jakim napisał Jacek Pałkiewicz w swojej książce – dzikie zwierzęta, wszechobecne komary, skorpiony, mnóstwo jadowitych węży, brak wody i ciągły upał, spływ pontonowy na wzburzonej rzece jak na plakacie filmu „Dzika rzeka”.
I tak zaczęliśmy się przygotowywać: kupiliśmy buty trekkingowe za 500 zł, odzież w tropiki, kapelusze, apteczki, chusty, kremy przeciw komarom, specjalnie ważyliśmy plecaki do 10 kg, by nie były za ciężkie podczas wspinaczki. Byliśmy idealnie przygotowani by przeżyć przygodę życia w dżungli. I wiecie co? Podczas całego trekkingu nie ugryzł mnie nawet komar.
Ale zanim zdam Wam całą relację wrócę do Chiang Mai i opiszę jak znaleźć dobry trekking by nie przepłacić.
[ale_toggle title=„HOTELE W CENTRUM” state=”open”] Dla osób podróżujących w parach polecam „99 The Gallery Hotel” Mieści się w samym centrum Chiang Mai. Za klimatyzowany pokój i śniadaniem wliczonym w cenę można już dokonać rezerwacji za 65 zł. [/ale_toggle]
Jak pisałem na początku, w całym mieście dosłownie co pięć metrów można znaleźć agencję, w której można wykupić przygodę życia. Ba! Nie trzeba nawet wychodzić z hotelu. Wyprawę trekkingową możesz wykupić bezpośrednio w recepcji oglądając grube katalogi ze zdjęciami gęstej dżungli i dzikich słoni. Ale ta opcja już swoje kosztuje. Przeważnie cena jest wyższa niż w agencjach na ulicy. A ponieważ gorąco chciałem przeżyć coś niesamowitego, a miałem jeszcze połowę dnia, zdecydowałem, że spędzę ten dzień na chodzeniu po biurach turystycznych i przeglądaniu ofert.
Wybraliśmy biuro, które wyglądało elegancko. Po wejściu do środka zostaliśmy przywitani przez dwóch młodych Tajów mówiących po angielsku, którzy podsuwali nam coraz grubsze katalogi z ofertami.
Ofert do wyboru jest mnóstwo. Co, kto, jak chce i czy na quadzie czy na słoniu. Można wybrać czas trwania, od 1 aż po 7 dni. Osobiście myślę, że nie opłaca się brać jednego dnia trekkingu bo w nim zawarty jest tylko podstawowy pakiet czyli: farma orchidei, górskie plemię (przeważnie jest to plemię Karen, long Neck, czyli kobiety o długich szyjach) i przejażdżka na słoniu lub odwiedzenie szkoły słoni.
Najbardziej popularną długością trekkingu są 3 dni. W tych 3 dniach zawarta jest farma orchidei, odwiedzenie plemiona Karen za dopłatą, 2 noclegi, jedna noc jest w rezerwacie dla słoni, a druga w wiosce plemienia tajskich górali, którzy mają podpisany kontrakt z daną agencją turystyczną, przejażdżka na słoniu, dzikie wodospady, bambo rafting, spływ pontonowy no i skromne porcje ryżu i pad tai.
Oferta trzy dniowego trekkingu była idealna dla mnie i Dawida, więc zdecydowaliśmy się na nią ale zrezygnowaliśmy z odwiedzenia plemienia kobiet o długich szyjach, ponieważ na jednej ze stron podróżniczych wyczytałem, że plemię Padaung jako jedno z nielicznych zostało zatrzymane przez tajski rząd przed wypędzeniem do Birmy. A za to, że mogły zostać, rozkręcają okoliczny biznes turystyczny: wygląda to tak, że codziennie przyjeżdżają do nich setki turystów, którzy robią im zdjęcia, a kobiety w zamian za fotografie dla turystów, dostają swój udział od biur podróży i mogą sprzedać jakieś drobne rzeczy. Niezły układ. Niestety nikt nie wziął pod uwagę młodszego pokolenia, które w dobie XXI wieku chciało by się uczyć i rozwijać. Możliwe nawet, że chcieliby migrować gdzie indziej, ale niestety nie mają takiej możliwości. Dlatego nie chciałem brać w tym udziału.
Gdy spytałem o cenę trekkingu 3 – dniowego, w odpowiedzi usłyszałem 2,5 tysiąca BHT.
Nie chciało mi się nawet negocjować więc wstałem i wyszedłem.
W kolejnej agencji za to samo zawołali 2 tysiące BHT.
W następnej 1500 BHT. Na końcu podszedłem do małego straganiku na ulicy i tam zapytałem o cenę trekkingu. Pan sprzedawca niepewnie zaproponował za to samo 1500 BHT, a w Tajlandii jak ktoś długo się zastanawia lub mówi niepewnie to znaczy, że nie jest pewny swojej ceny lub kalkuluje ile może na Tobie zarobić, więc zacząłem negocjacje, które poskutkowały 3 dniowym trekkingiem i bilecie pod samą granicę z Laosem za łączną cenę 1200 BHT. Nieźle co?
Przy wybieraniu oferty należy zwrócić uwagę na :
– Spytać ile osób będzie na trekkingu, jak powiedzą że 5-6 to będzie was 20-tu.
Cała idea trekkingu wygląda tak, że podjeżdżają po Was busem, który zabiera Was do punktu pierwszego trekkingu – Farmy orchidei i motyli. Na miejscu spotkacie jeszcze dwa inne busy wypełnione ludźmi i to będzie Wasza ekipa na kolejne trzy dni. Zauważyłem, że agencje to tak naprawdę pośrednicy, którzy czasem by zachęcić, okłamują.
– Jak się uprzecie i będziecie chcieli we dwoje udać się na trekking to też odradzam.
Nie dość, że zapłacicie dużo więcej, to i tak wszystkie atrakcje zaliczycie jak 20 osobowa grupa, i nawet na szlaku spotkacie turystów z wielu agencji i pośredników z Chiang Mai. I np. przejażdżka na słoniu będzie wyglądała tak, że będziecie czekali na dwie inne pary bo muszą dojechać. Jak będziecie mieli solidnego pecha to nawet wymarzony nocleg we dwoje może zmienić się w nocleg w dwadzieścia osób w jednej chatce.
-Radzę też wykupić dużo wody, słodyczy, jedzenia i piwa. Ponieważ racje z jedzeniem są za małe, woda szybko się kończy, a piwo w dżungli słono kosztuje. Oczywiście nie można zapomnieć o latarce (czołówka sprawdza się świetnie), maści na komary, kremu do opalania i kapelusza lub chusty na głowę.
-Na początku napisałem, że kupiłem buty specjalnie na ten zabójczy trekking – było to błędem ponieważ węży tam dawno nie widzieli lub je zjedli, a dziewczyny, które były z nami w grupie chodziły w japonkach. I tak oto przez Tajlandię, Laos i Kambodżę dźwigałem w plecaku ciężkie buty… Myślę, że stronka Tomeka Michniewicza źle mi wtedy doradziła. Wystarczą Wam sandały. Nie tylko na trekking ale i na całą Azję w porze letniej.
Widoki podczas trekkingu w Północnej Tajlandii.
– Należy się wypytać w biurze czy przewodnicy są licencjonowani i czy przyjadę po Was z rana i Was odwiozą.
– Radzę też wymeldować się z hotelu, ponieważ po powrocie może nie być Waszych rzeczy, lub w Waszym pokoju może mieszkać ktoś inny. W każdym Hostelu są sejfy gdzie za niewielką cenę bezpiecznie można zostawić niepotrzebny bagaż.
– Śpiwór jest jak najbardziej wskazany ponieważ chatki, w których śpisz mają stare materace i nie są one czyszczone codziennie, a taki mały śpiwór rozwiązuje sprawę.
– Weźcie prezerwatywy. Z tego co zaobserwowałem na trekkingu są przeważnie młodzi ludzie z całego świata i w nocy po spożyciu alkoholu może się zdarzyć, że nie będziecie spać sami. Jeśli planujecie nie spać z nikim to weźcie zatyczki do uszu, ponieważ Francuzi i Hiszpanie są bardzo hałaśliwi i to nie podczas sexu, ale w trakcie namawiania panny przez 2 godziny metr od Twojego materaca.
Jeśli będziecie trzymali się tych zasad to dacie radę! W następnym poście opiszę krok po kroku jak to jest w wielkiej, taniej, komercyjnej dżungli we 20 osób. O tym jak traktuje się słonie, ile jest trekkingu w trekkingu, o wodzu plemienia, który lubił palić opium i morzu marihuany. Bez cenzury Bez ściemy. Bez lipy.