Ayutthaya – Miasto Świątyń

Ayutthaya

Ayutthaya – Miasto Świątyń

Około godziny 23 dotarliśmy do miasta Ayutthaya. Na miejscu spodziewałem się przynajmniej jakiegoś dworca autobusowego na miarę małej wioski, gdzieś w Polsce wschodniej. Ale niestety Pan kierowca na migi brutalnie poinformował nas, że to jest nasz przystanek. Zarzuciliśmy plecaki na plecy i wysiedliśmy gdzieś na poboczu głównej ulicy. Ulica wyglądała tak, że szybko zorientowaliśmy się, że wszyscy okoliczni mieszkańcy są pogrążeni w głębokim śnie, a gasnące po kolei latarnie uliczne dały nam do zrozumienia, że raczej nie możemy zostać na pobliskiej ławce bo jest to miejscówka przebiegającej niedaleko nas wychudzonej sfory psów. No cóż, jak w takich miejscach nie ma naganiaczy na hostele to już jest źle. Więc po chwili nasze refleksje na temat obecnej sytuacji były następujące :

– Nie zapoznaliśmy się z topografią mapy tego miasta
– Wiedzieliśmy tylko, że jest dużo świątyń Wat
– Nie wiedzieliśmy czy w ogóle jesteśmy we właściwym miejscu
– Groźne „hau” przebiegającego niedaleko psa.

Ruiny Pałacu AYUTTHAYA
Ruiny Pałacu w AYUTTHAYA

Myślę, że taka sytuacja najlepiej odzwierciedla uroki podróżowania bez pomocy biur podróży. Bo nie wiesz gdzie jesteś, gdzie będziesz spał, jadł lub przed kimś uciekał. Sam na bieżąco piszesz scenariusz swojej przygody. Obraliśmy kierunek na chybił trafił i po paru minutach okazało się, że jesteśmy we właściwym miejscu. Prawdopodobnie kierowca wyrzucił nas na niewłaściwym przystanku. Po kolejnych paru chwilach marszu znaleźliśmy ulicę, którą można było nazwać główną. I tak zaczęliśmy szukać hostelu. Później takie sytuacje były dla nas rutyną, no może nie w Laosie o 3 w nocy. Ale wracając do historii. Guest House znaleźliśmy po trzeciej próbie, Pani na recepcji dała nam klucze i wskazała kierunek. Byliśmy tak zmęczeni, że zapomnieliśmy obejrzeć pokój wcześniej. Otworzyliśmy drewniane drzwi, jednocześnie zapalając w pokoju światło. Wszystko co biegało, skakało, pełzało lub nawet się toczyło wliczając w to pokojową florę i faunę zaczęło przed nami uciekać w momencie niezapowiedzianych gości czyli nas. W sumie jak sobie przypomnę tamten moment to nasuwa mi się tytuł filmu „Park Jurajski”. Jedynie komary ucieszyły się na nasz widok, odbijając się radośnie od sufitu i pewnie wołając po swojemu do innych „ Ej, Mietek wołaj Stefana, dziś w nocy kuchnia Europejska”. Prysznic, szybkie pad-thai w przyulicznym straganiku i do wyra. Spać.

Rano obudziliśmy się i pierwsze co zrobiliśmy to wyprowadzka do innego hoteliku ponieważ odgłosy w pokojowej dżungli i natarczywe dźwięki komarów, które lądowały nam w uchu i robiły wuwuzele były nie do wytrzymania. Tym razem sprawdziliśmy oferowany nam pokój, który zadowolił nasze skromne wymagania. Po zakwaterowaniu udaliśmy się w poszukiwaniu promowanych wszędzie świątyń Wat. Naszą przygodę zaczęliśmy od Centrum Turystycznego, z którego wzięliśmy mapę Ayutthaya. Są na niej opisane i zaznaczone wszystkie ważniejsze atrakcje turystyczne. Mapa do ściągnięcia w zakładce „Poradniki i Skany”.

Zniszczone posągi w jednej z wielu Świątyń Wat.
Zniszczone posągi w jednej z wielu Świątyń Wat.

Bardzo ważnym elementem w tym mieście są rowery i skuterki. Początkującym proponuje wypożyczyć rower, w godzinach szczytu korzystanie ze skuterka może przysporzyć wiele problemów, nawet wprawnym kierowcom. Rower jest tani, można nim wjechać wszędzie i nie trzeba zalewać baku. Na mapie określimy naszą strategię działania i ruszyliśmy w drogę. Stop. Przerwa na konserwacje skóry. W godzinach południowych w Tajlandii radzę schować się w cieniu, pijąc zimne piwko lub próbując nowych potraw. A jak już trzeba pośmigać gdzieś w samo południe to trzeba zadbać o krem ochronny z wysokim filtrem. Chyba, że pod koniec dnia chcesz wyglądać jak pieczony kurczak po tajsku.

Tak wygląda Człowiek przygoda po tajsku.


Moje wyobrażenia o świątyniach Wat i samym parku były następujące- tajemnicze, nieodwiedzane przez ludzi, mające w sobie jakiś element tajemniczości. No cóż moja wyobraźnia znów pogalopowała odrobinę nie w tym kierunku co trzeba.

Wygląda to tak: mamy około czterdziestu świątyń Wat. Od leżącego buddy, głowę buddy w drzewie (główne atrakcje turystyczne), starożytny pałac gdzie kręcono sceny do filmu Mortal Kombat, po chodzące słonie, na których można się karnąć po parku dzięki czemu przez chwilę poczujesz się jak Aleksander Wielki.

Ruiny od środka z widokiem na budynki mieszkalne
Ruiny od środka z widokiem na budynki mieszkalne

Przed wejściem do prawie każdej świątyni stoi kasa, w której trzeba się pozbyć nadmiaru pieniędzy. Bilety kosztują 20, 30 lub 50 BHT. Cena zależy od ilości cegieł ustawionych na sobie jedna na drugiej. Dawid pod koniec dnia powiedział, że już w życiu nie chce oglądać żadnych Watów, a już na pewno nigdy za nie nie zapłaci. Wyznał, że zostanie buddą, ponieważ zaobserwował, że są tylko pomniki ze śpiącym, medytującym lub leżącym buddą. A pomnika pracującego buddy nigdzie nie widział. I tak spędziliśmy cały dzień chodząc, robiąc zdjęcia i od czasu do czasu robiąc sobie jaja z japońskich turystów. W razie gdyby kiedyś Wam się nudziło w podróży dam Wam przepis. Potrzebujecie pięciu różnych płaskich kamieni, aparatu, atrakcji turystycznej i grupy japońskich turystów. Kamienie trzeba ułożyć na sobie lub wg własnej konwencji. Wyjmujecie aparat i czekacie na grupę Japończyków. Jak ofiara/ofiary będą 5 metrów od ciebie, zawzięcie robisz ustawionym przez siebie kamyczkom zdjęcia, schylając się, klękając i cykając fotki pod każdym możliwym kątem.

Oczywiście w tle musi być jakaś atrakcja turystyczna. Po paru chwilach cała grupa turystyczna najprawdopodobniej podbiegnie do Ciebie i zacznie robić zdjęcia. ENJOY. Dzień mijał nam bardzo przyjemnie. Dawid urozmaicał sobie czas, wymachując nogami i rękami na wzór ataków karate (oczywiście wszystko na tle świątyń), a ja to udokumentowałem. Kto wie kiedy będzie następny turniej Mortal Kombat.

Ayutthaya
Świątynia Wat Phra Si Sanphet rozpoznawalny znak z filmu Mortal Kombat.

Byłem odrobinę zawiedziony Ayutthaya. Może i jest wpisane na listę UNESCO ale klimatu brak, każdy chce na tobie zarobić, a każda atrakcja, za którą płacisz nie jest tego warta. Mogę polecić jedynie głowę buddy zaplątaną w konarach drzewa, leżącego buddę i starożytną świątynię.

Ayutthaya
Jedna z najpopularniejszych i najbardziej polecanych atrakcji w Ayutthaya.

Reszta tych tajemniczych świątyń jest wkomponowana w 50 metrowe anteny, mieszkania i stragany, na których poznaliśmy przypadkiem Pay-Yu-Aja, a on zapoznał nas ze swoją filozofią- jak się pije w Tajlnadii i jak wygląda nocne życie na peryferiach gdzie biały nie zagląda… w dość specyficzny sposób.Ayutthaya

Wnioski
-Zanim zapłacimy za pokój, radzę Wam wejść najpierw do niego. Sprawdzić czy jest w ogóle łóżko, w łazience kibelek czy dziura w podłodze, a przede wszystkim stan ciepłej wody w kranie. Przeważnie zdarza się jej brak, a prysznic zastępuje wam szlauch, który w toalecie jest urządzeniem wielozadaniowym If You know what I mean.
– Pamiętajcie że jak się zdecydujecie na wyprawy w samo południe to nasmarować się kremem przeciwsłonecznym z wysokim filtrem.

Ayutthaya – Miasto Świątyń
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Przewiń do góry